Dziecko to najlepszy partner do rozmowy, w końcu każdy rodzic wie, że jak już zaczniemy z maluchem rozmawiać, to może się okazać, że bardzo ciężko jest taką rozmowę zakończyć.
Z czego jednak nie wszyscy rodzice małych dzieci zdają sobie sprawę to:
- dziecko wyczuwa emocje rodzica, ale nie zawsze potrafi je nazwać, a co za tym idzie: nie potrafi na nie adekwatnie zareagować
- dziecko nie odpowiada na nasze komunikaty, tylko przeżywa je w sobie, lub zadaje pytania, których poziom jest dostosowany do jego rozwoju – innymi słowy: pyta, zamiast dzielić się opiniami
- dziecko rozumie nasze komunikaty DOSŁOWNIE (np. “chomik odszedł” dla dziecka to jasny komunikat, że chomika należy teraz szukać, bo wyszedł z klatki i odszedł/poszedł gdzieś)
- dziecko wie, kiedy jest okłamywane lub kiedy informacje są przed nim zatajone, ponieważ dziecko jest doskonałym obserwatorem komunikatów niewerbalnych (naszej mimiki, gestykulacji, tonu głosu)
- dziecko reaguje na sytuacje stresowe zmianą zachowania, a nie bezpośrednimi komunikatami słownymi
Praca z dziećmi nauczyła mnie jednej ważnej rzeczy, na której opieram do dziś swoje podejście do wychowania i relacji z dzieckiem: szczerość i rozmowa są droższe od diamentów, złota i biletów na koncert Alici Keys w Polsce. To te dwa elementy budują nam fundament nie do ruszenia, potrafiący wytrzymać wszelkie burze. Poza tym, wspomniana szczerość potrafi być doskonałym środkiem profilaktycznym. Wiem, jestem wręcz pewna, że w wielu sytuacjach dziecko nie musi przeżyć chwil trudnych i złych, aby przygotować się na reagowanie i rozwiązywanie problemów. Mam nadzieję, że przekonam też Ciebie, że jest to możliwe, dzięki wyposażaniu malucha w odpowiednie kompetencje.
Z tego tekstu dowiesz się: jak rozmawiać z dzieckiem, czy istnieją tematy tabu, jakich słów używa rozmawiając z dzieckiem i dlaczego w ogóle powinnaś/eś to zrobić.
Dlaczego dziecko powinno wiedzieć, co się dzieje?
To proste: ponieważ niewiedza jest doskonałą pożywką dla strachu. To logiczne, że boimy się rzeczy, o których niewiele wiemy. Bardzo często zapominamy jednak, że dzieci kiedy się boją, nie mówią nam tego ‘zdaniami wielokrotnie złożonymi’, ponieważ w ten sposób nie potrafią się jeszcze komunikować. Dzieci w kontakcie z własnym strachem reagują zmianą zachowania i komunikatami niedosłownymi – czyli nawet jeśli z nami rozmawiają, to często nie poruszają tematu wywołującego obawy. Robią tak dlatego, że zwyczajnie nie rozumieją związku pomiędzy źródłem strachu, a odczuwanymi w związku z tym emocjami.
Żyjemy w czasach, w których bronimy prawa dziecka do informacji, ale zapominamy, że informacją najchętniej przyswajaną przez małe dziecko jest to, kto dziś zostanie wysłany na misję w “Psim patrolu”, lub jak nazywa się dinozaur z obrazka. Tutaj rozpoczyna się nasza rola, jako rodziców: z dzieckiem musimy rozmawiać, aby móc dzielić się z nim informacjami, które my dorośli uważamy za ważne (i których powagę rozumiemy). Możemy przekazywać mu konieczne informacje w relacji, rozwiewać wątpliwości na wczesnym etapie ich powstawania, pamiętając o tym, że dziecko nie zapyta nas wprost: “Mamo, dlaczego od kilku dni wszyscy się stresują, a ja przez swój niepokój szybciej się denerwuję i więcej płaczę?”, bo takiego wglądu w siebie nie mamy nawet my – rodzice, a co dopiero dwu, trzy latek 🙂
Szczera i życzliwa rozmowa z dzieckiem jeszcze nigdy nie przyniosła nikomu nic złego (poza niekończącą się serią pytań: “A dlaczego?”, ale seria ‘adlaczegusiów’ to ryzyko, które jestem w stanie wziąć na klatę, w obliczu dobra, które może przynieść taka rozmowa).
Stres – największy wróg wiedzy, odporności i relacji
Obecna sytuacja wywołuje u rodziców duży stres (oczywiście nie musisz być rodzicem, żeby czuć się niepewnie, wiem o tym). Jest kilka rodzajów stresu, natomiast ten wynikający z obawy o własne zdrowie, czy zapewnienie bytu i ochrony rodzinie z pewnością nie należy do grupy “motywatorów” i nie popycha nas do działania. To co obecnie czujemy, trzeba rozpatrywać pod kątem panującej atmosfery. Gdybyś teraz miał/a usiąść i zrobić sobie krótką burzę mózgów “z czym kojarzy Ci się obecna sytuacja”, możliwe że byłyby to takie słowa jak: strach, niepewność, obawa, niewiedza, niepewna przyszłość i inne. Podobne skojarzenia moglibyśmy przypisać takim sytuacjom jak: choroba bliskiej osoby, rozwód, utrata pracy. To wszystko bardzo poważne sytuacje, i jestem pewna, że zgodzilibyśmy się, że w ich przypadku rozmowa z dzieckiem jest potrzebna. Jest to także sytuacja, na którą nikt nie może się przygotować, do póki się w niej nie znajdzie. Naszą rolą, jako rodziców, jest oswoić ten stres, nazwać go i sprawić, żebyśmy potrafili ‘zbić z nim pionę’ (w myśl zasady: skoro tu zostajesz, to musimy się chociaż zakolegować) wspólnie z naszym dzieckiem. Zamiatając ten temat pod dywan sami działamy na niekorzyść naszej relacji z maluchem. W stresie nie działamy racjonalnie, a nasza odporność nie stoi na najwyższym poziomie. To co możemy w tej sytuacji zrobić, to ograniczyć skutki stresu dla dziecka i naszej rodziny, pokazując że jesteśmy “bezpieczną przystanią”. Taką bezpieczną przystań tworzy przestrzeń do rozmowy, którą inicjujemy my – dorośli.
Czy istnieją “trudne tematy”, na które nie da się rozmawiać z dzieckiem?
Ja uważam, że nie i chętnie wyjaśnię Ci dlaczego tak uważam. Jeżeli kiedykolwiek udało Ci się wejść w relację z dwulatkiem, to wiesz, że nie ma limitu pytań i że wstyd nie jest jednym z uczuć okazywanych przez dziecko, kiedy z jego ust wydobywa się kolejne “dlaczego?”. Dzieci na rozmowę są gotowe zawsze i wszędzie, ale my…
“Trudne tematy” to problem nasz, osób dorosłych. Inaczej określamy je jako tematy tabu i najczęściej zaliczamy do nich: seks, śmierć, ciężką chorobę bliskiej osoby, przestępczość, wykorzystanie seksualne, problemy psychiczne (np. depresja), rozwody, uzależnienia, problemy prywatne (rodzinne). Gdyby terapeuci podczas spotkań ze swoimi klientami dostawali złotówkę za każdą sytuację, kiedy pracowali z pacjentem nad skutkami ukrywania przed nimi prawdy, lub tego, że nikt się z nimi nie komunikował – byliby bardziej zamożni niż Angelina Jolie.
Żeby rozmawiać z dzieckiem (szczególnie małym) wystarczy, że będziemy trzymali się dosłownie kilku zasad, a możemy być pewni, że rozmowa na każdy temat stanie się dla nas osiągalna:
- używamy dostosowanego do wieku słownictwa
- dostosowujemy poziom szczegółowości do wieku dziecka (im młodsze tym mniej szczegółów)
- mówimy szczerze, dosłownie, nie boimy się słów, które naszym zdaniem mogą być zbyt dosadne (oczywiście nie chodzi tutaj o wulgaryzmy) np. mówiąc “odszedł” zamiast “umarł” (o tym przykładzie nieco więcej poniżej), ponieważ nieumyślnie możemy wprowadzić dziecko w błąd
- zachęcamy dziecko do dopytywania, bo tylko w ten sposób możemy być pewni, że zostaliśmy dobrze zrozumiani
- pozwalamy dziecku przeżywać to, co usłyszało. Naszym celem nie jest podanie mu komunikatu i ucięcie rozmowy, ale wywołanie dyskusji, stworzenie przestrzeni do rozmowy, postawienie siebie w świetle osoby, która jest dobrym powiernikiem dziecięcych wątpliwości, smutków i straszków.
Jeśli dziecko, trzy dni po rozmowie, zapyta nas o coś związanego z poruszonym tematem, nie oznacza to, że zepsuliśmy mu dzieciństwo i teraz ma traumę na całe życie, bo nie może przestać o tym myśleć. Wręcz przeciwnie: oznacza to, że odnieśliśmy sukces, bo coś, co mogło zostać zamknięte w środku, wyszło na zewnątrz, a teraz możemy o tym spokojnie… porozmawiać. Kiedyś, podczas praktyki w Rodzinnym Ośrodku Diagnostycznym usłyszałam od bardzo mądrej pani psycholog zdanie, które brzęczy mi w głowie do dziś:
Dziecku można zabronić o czymś mówić, ale nikt nie może mu zabronić tego przeżywać. Pozorną kontrolę mamy tylko nad słowami.
To zawsze moja odpowiedź, kiedy ktoś pyta mnie, czy z dzieckiem można rozmawiać na każdy temat. Można. A nawet trzeba. To nasza rola pokazać mu, ze tak jest. Pokazać, że jest dla nas godnym partnerem do rozmowy.
Jak nie straszyć, a informować o koronawirusie małe dziecko.
Informowanie dziecka o sytuacji, która niekoniecznie jest dla niego namacalna (ale zapewniam, że jest dla niego widoczna – dzieci od wielu dni obserwują w okół siebie stres i narastającą panikę, zamknięto szkoły, przedszkola, ich plan dnia zmienił się nie mniej niż nasz!) jest wyzwaniem i dobrze by było zrobić to w miarę… z głową 🙂 Podpowiem, że:
Komunikat typu “jak zrobisz to czy tamto to dostaniesz koronawirusa” jest średnią opcją na rozpoczęcie rozmowy (a dodatkowo przenosi odpowiedzialność za ewentualne zachorowanie na dziecko, a wszyscy przecież wiemy, że to nie prawda). Jeśli dziecko nas zapyta o ‘kojonawijusa’ to problem rozwiązał się sam, a jeśli nie zapyta, to warto zainicjować rozmowę, najlepiej wplatając ją w codzienne czynności: “Jemy śniadanie jak co dzień, ale dziś nie odprowadzę cię do przedszkola, ponieważ to jest zamknięte. Dużo ludzi choruje na koronawirusa (nie bójmy się go nazwać, Twoje dziecko usłyszało to słowo prawdopodobnie 45 razy tylko dzisiaj. Mówiąc “jakąś chorobę” nie odnosimy się w ogóle do sytuacji, w której znajduje się dziecko). Nie chcemy się zarazić. Bezpieczniej jest zostać w domu przez jakiś czas.”
Jakie informacje możemy przekazywać małym dzieciom?
No właśnie, gdzie jest granica naszej szczerości? Odpowiedź jest bardzo prosta: tam gdzie wchodzimy w szczegóły, których nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć dziecku.
Komunikat dla takiego malucha powinien być: prosty, dosłowny, ogólny i zgodny z prawdą.
Im starsze jest nasze dziecko, tym więcej szczegółów będzie dla niego zrozumiałych, dlatego świetnie sprawdza się tu zasada: od ogółu do szczegółu, która rośnie sobie wprost proporcjonalnie do wieku/stopnia rozwoju dziecka. Nie oznacza to, że jeśli maluch dopytuje, to mamy nie odpowiadać na jego pytania – wręcz przeciwnie – odpowiadajmy KONIECZNIE. A wiecie, co mówimy, kiedy nie znamy odpowiedzi na pytanie? Wtedy mówimy: “Nie wiem.”
Jakiego języka używać w rozmowie z małym dzieckiem?
Lubię powtarzać ludziom w około, że ze wszystkich istniejących nurtów wychowawczych, ja wybrałam sobie stosowanie “pedagogiki szczerości”. Stworzyłam go na własne potrzeby. To taki nurt oparty na szacunku, w którym nie owijam w bawełnę, ufam inteligencji mojego dziecka, szczerze wyrażam uczucia. W odpowiedzi dostaję od dziecka bardzo podobne komunikaty, a asertywność jaka mi z tego zakwitła w dzieciach (i we mnie) karmi moje poczucie rodzicielskiej dumy 🙂 Po co o tym wspominam? Bo ważne jest, żeby język jakim komunikujemy dziecku ważne sprawy, był przede wszystkim szczery i dosłowny. Podam Ci przykład, który pokazuje jak ważne jest takie podejście:
Kilka lat temu mieliśmy w pracy przypadek chłopca, który był niezwykle “typowy” dla naszej branży, czyli: było dobrze, grzeczne dziecko, nagle coś się stało, wszyscy robią wszystko DOBRZE, nikt go nie maltretuje, a dziecko sika w łóżko, przestaje się bawić z kolegami, nie rozmawia z nikim o niczym. Jak to wszyscy twierdzą – bez przyczyny. Chłopczyk w końcu trafił na zajęcia z psycholog, która na tapetę wzięła relację chłopca z ojcem, który nie żył już od wielu lat, właściwie, chłopczyk go nie pamiętał, bo tata zmarł kiedy maluch miał rok. Psycholog starała się dowiedzieć skąd nagłe zainteresowanie postacią ojca (mama chłopca powiedziała, że odkąd zaczęły się problemy, chłopiec często o niego pytał). I dowiedziała się, swoją drogą – bez większych problemów, ponieważ sytuacji takich jak ta jest wiele, więc wiedziała już mniej więcej gdzie szukać. Okazało się, że pół roku wcześniej, na pytanie chłopca “Gdzie jest tata?” mama odpowiedziała “Kochanie, tatuś odszedł”. Maluch spędził więc pół roku, rozmyślając o tym, gdzie znajduje się jego tata, kiedy wróci i dlaczego w ogóle go zostawił. Swoje wątpliwości wyjawił dopiero na spotkaniach z psychologiem. Następnym krokiem do rozwiązania tej sytuacji, były spotkania chłopca z matką, gdzie psycholog miała większe problemy z wyjaśnieniem mamie, że jej dziecko rozumie słowo “umrzeć”, niż z wyjaśnieniem chłopcu, że tata zmarł. Pierwsza wizyta chłopca na cmentarzu zaaranżowana była dopiero kiedy chłopiec skończył 6 lat, po zachęcie ze strony psychologa. Wszelkie problemy z moczeniem, kłopoty wychowawcze skończyły się krótko po tym.
Bardzo często wspominam tę sytuację, kiedy rozmawiam z rodzicami o tym, jakich komunikatów i jakich słów należy używać przy dziecku do opisu różnych sytuacji. Jestem przekonana, że opisanie dziecku panującego niepokoju oraz jego przyczyn przyniesie więcej dobrego niż niekorzystnego.
Kilka przykładów na proste komunikaty dla dziecka, dotyczące obecnej sytuacji z pandemią koronowirusa:
Na pytania “Co to jest koronawirus?” warto odpowiadać jasno:
– To choroba.
– To groźna choroba. (takie informacje bombardują nasze dzieci w radiu, w informacjach, używając podobnych słów dajemy dziecku wejście z nami w dyskusje i dopytywanie, czego z telewizorem nie zrobią, a ich wątpliwości pozostaną bez odpowiedzi).
Czemu groźna?
“Bo bardzo ciężko się choruje, czasem trzeba jechać do szpitala, brać lekarstwa.”
Czemu musimy być w domu?
“Bo dbamy o innych i o siebie. Mama i tata boją się wirusa i nie chcą, żeby ktoś w naszym domu chorował albo zaraził się od nas.”
Pytanie mojej córki: Cemu kojonawijusa jest gjoźna?
“Niektórzy bardzo chorują, dużo ludzi zmarło. Przez kilka dni zostaniemy w domu, żeby się nie zarazić.”
Na co moja córka odpowiedziała:
“Wyjazd stąd kojonawijuso!”
Jak widać, Wika dostała satysfakcjonującą odpowiedź, a co więcej, mogła wyrazić swoją złość na wirusa 🙂 Odebraliśmy mu trochę kontroli nad atmosferą w naszym domu.
Paradoks: rozmawiając z dzieckiem o koronawirusie budujesz pozytywną relację opartą na zaufaniu
Może nie tego oczekiwalibyśmy od tej trudnej sytuacji, ale rozmawiając z dzieckiem o rzeczach ważnych pokazujemy, że szanujemy jego obecność w naszej rodzinie. Dziecko czuje się włączone do rozmowy, ważne, warte szacunku. Siedząc w domu wyciśnijmy z tej relacji co najlepsze i jeśli do tej pory tego nie robiłaś/łeś to doskonały czas, żeby zacząć ćwiczyć szczere i proste komunikaty, stawiające dziecko w pozycji partnera do rozmowy, a nie tylko odbiorcy rozkazów “Nie liż tego!” 🙂 Dziecko w atmosferze szczerości będzie się przede wszystkim mniej bało, a jak wiemy wszechobecny stres jest sytuacją trudną dla nas i dla dziecka.
Rozmawiając wzmacniamy więź i chronimy naszych bliskich, bo dzięki temu, że dziecko wie co się dzieje, z większą łatwością będzie wykonywało konieczne czynności, takie jak bardzo częste mycie rąk, prośby o nie dotykanie przycisków windach itp.
Bądź zdrowa/y, wyjaśniaj dziecku co się dzieje. Nie pozwól, żeby potwór “niewiedzy” rządził waszym domem.

Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł to:
polub Matkiupadki na facebook
śledź naszą rodzinkę na instagramie matkiupadki
zapisz się do newslettera – otrzymasz darmowy ebook o karmieniu i planowaniu snu noworodka oraz listę wyprawkową do szpitala.
Bardzo mi pomożesz udostępniając ten post, lubiąc go na facebook i komentując.
Jeśli nie wiesz czy warto się dzielić tym co piszę, sprawdź kim jestem. Może mamy podobne podejście do życia 🙂
No i koniecznie kliknij te małe, nieśmiałe ikonki które widzisz tutaj z lewej strony pod tym tekstem i udostępnij 🙂 Bo sharing is caring.
Skomentuj - włącz się do dyskusji