Matka gorsza niż ojciec…

O rolach społecznych słów kilka, czyli dlaczego matka “blogerka” to życiowy patałach, a ojciec bloger to “wcielenie wiedzy samej w sobie”.


Czytaj dalej tylko jeśli masz trochę dystansu do siebie. 

Matka kontra ojciec – feminizm czy szowinizm… A może meninizm?

Zdarza mi się czasem zastanawiać nad tym, czy sama będąc przeciwna nierówności ról społecznych nie przyczyniam się do ich pogłębiania. Widzę inną “babę”, która robi coś co mi osobiście nie odpowiada i komentuję to. Pomijając to, czy mam rację (czy jej zachowanie było godne oburzonego komentarza 😉 ) – widząc mężczyznę na jej miejscu zrobiłabym coś zupełnie innego. Gdyby to był facet, prawdopodobnie bym to zignorowała, lub pomyślała “więcej nie można się po nim spodziewać”. Która z tych postaw jest bardziej femi/szowi-nistyczna?

Obydwie są równie paskudne… i równie potrzebne

W duszy odzywa mi się tożsamość ‘społeczniaka’, która broniąc moje nieokrzesane myśli karcące drugiego człowieka, mówi: “Musisz oceniać zachowanie innych, bo to pomaga określić wartość od jej braku, dobro od zła”. I w tym samym czasie poprawna politycznie część mnie mówi: “Dlaczego tak uwzięłaś się na kobiety, a mężczyznom mówisz: zdarza się!”.

Ależ skąd ta zawiść?

Wiele emocji kłębi się we mnie i pewnie nigdy się tych konkretnych nie pozbędę. To one przez lata budowały to, kim teraz jestem – i dalej na podstawie nowych doświadczeń pozwalają mi konstruować swoje patrzenie na świat, nieustannie dając mi do myślenia. Nie zmienię jednak przeszłości.

Mam silne poczucie przynależności do grupy. Czy to grupa pracowników, grupa w klasie szkolnej, grupa wściekłych klientów w sklepie, którzy zostali oszukani na tym samym towarze… czy to grupy kobiet – do której przynależę tylko (i aż) ze względu na to jakiej jestem płci. Ten fragment mojego tekstu brzmi pewnie najbardziej feministycznie. Niestety wcale taki nie jest. To poczucie przynależności odbiło mi się czkawką nie raz. Wychodząc przed jej szereg stawałam w czyjejś obronie, tylko po to, żeby zauważyć, że za mną nikogo już nie ma. Stawiając krok na przód walczyłam o wspólną sprawę, by za chwilę zauważyć, że dalej pójdę już sama.

W życiu zdarzało się, że zawiodłam się na ludziach. Spektakularnie na kilku mężczyznach i umiarkowanie na dziesiątkach kobiet. Razem daje mi to 100% doświadczeń jednej i drugiej strony. Zawsze jednak bardzo doskwierało mi to, jak kobiety przypadkowo tworzące grupę nie potrafią trzymać się razem (i jak bardzo zazdrościłam mężczyznom, że w każdej przypadkowej sytuacji szukają czegoś co ich łączy). Musiało upłynąć dużo wody zanim sama dojrzałam na tyle, żeby zrozumieć, że przyjaciółek nie znajdę w szkolnej klasie przez przypadek, i że kobiety latami udowadniają sobie, że mogą na siebie liczyć. Tę sztukę można opanować i w efekcie, każda z nas uczy się dawać z siebie trochę mniej, żeby nie oddać niepotrzebnie wszystkiego.

Nie jestem feministką. Nie jestem szowinistką.

Zazdrość – zielonooki potwór, który nie pozwoli mi narzekać na mężczyzn, że razem potrafią osiągnąć więcej. Mogę tylko pozazdrościć. I mam wrażenie, że każda z nas choć trochę zazdrości.

Ostatnie doświadczenia

Zaczęłam pisać. Piszę bo wkurza mnie jakie jesteśmy. Zamiast wspierać się nawzajem, wolimy się straszyć, zamiast dawać porady, próbujemy nakłonić do swoich rozwiązań. Oczywiście, że wiem, że mężczyźni robią podobnie – ludzka natura.

I wtedy na wierzch wychodzi kolejne doświadczenie. Piszą do mnie kobiety. I mówią mi “Spoko tekst”, a inne dodają “Jeszcze ktoś cię posłucha, uwierzy w to i osieroci dzieci” (tekst, który wywołał takie kontrowersje przeczytasz tu: KLIK!).

Od początku chciałam, żeby to co robię było dobre. Profesjonalne. Nie wprowadzające w błąd. Chciałam pokazać cały obraz, a nie jego ułamki, żeby dodawać otuchy, nie straszyć, ale mówić jak jest. Szukałam inspiracji i chciałam (i dalej chcę) uczyć się od innych… I natknęłam się na:

1. Matka blogerka – życiowy patałach

Jakie to śmieszne, kiedy kobieta pisze o tym, jak wygląda jej dzień. A jakie rozczulające, kiedy pisze o swoim sukcesie wychowawczym (kto by na to nie wpadł). Od teraz jesteś “blogerką”, a taki ktoś gówno wie. Siedzi w domu i z nadmiaru wolnego czasu pisze o pierdołach, bo za pół roku chce za darmo dostać butelkę dla “testujących mam” i wynagrodzenie rzędu 200 zł za zmuszenie kilku koleżanek do zostawienia komentarza pod opisem “testu” tejże butelki.

Mniej śmiesznie jest, kiedy opisuje swój poród, żeby dać znać, że przeżyła najlepsze/najgorsze. Kiedy pisze o ciężkich chwilach i o emocjach z jakimi musiała sobie poradzić (świetny tekst przeczytacie u: Tabayka). Kiedy pisze o tym jak nauczyć się być dla rodziny, kiedy masz u boku 3 miesięcznego malucha, który mimo twojej nieskończonej miłości drze się w dzień i w nocy, jakby ktoś go co najmniej całą noc maltretował, a nie przytulał. Czasem pisze o tym co zrobić kiedy masz dość. Dzieli się tym co w środku.

Ale przecież ona to robi, bo nie ma pomysłu na siebie. Życiowy patałach.

2. Ojciec bloger – wcielenie wiedzy samej w sobie

Decydujący głos ma ON. Kiedy on coś napisze – internet gra Mendelsona. Znalazł się ojciec – żywiciel, który w gąszczu nic nie mówiących mężczyzn odnalazł swój głos. Przekopał się (a może wcale nie musiał) przez labirynty internetu i jest! JEST TU Z NAMI! By powiedzieć: “Tego nigdy nie powiem swojemu dziecku” i podzielić się w końcu tą mądrością “Nie powiem mu: Nie mam dla ciebie czasu”.

Wiem, że przesadzam, ale czy nie czujecie, że tak jest? Nas jest tak dużo, a ich tak niewielu. I kiedy oni piszą, my milkniemy i chłoniemy, nawet największy banał…

Kto wygrywa ten pojedynek?

Widzę różnicę.

Kobieta często dzieli się tym, jak do problemu doszło. Mężczyzna chce ten problem rozwiązać. Dwie strony medalu, które pięknie ze sobą działają. I to widać.

Widzę coraz więcej wspierających się kobiet i coraz więcej obecnych mężczyzn.

Fenomen bycia ‘blog tata’ i nijakość bycia ‘blog mama’ wciąż bije po oczach. Dziwi nas obecność mężczyzny w wychowaniu. Dziwi i zachwyca. Kobieta przecież i tak musi być w tym wychowaniu obecna, więc to co to za fenomen?

I tu obie strony są przegrane.

Dlaczego wcale nie jestem “zła”

Pisząc to zastanawiam się ilu z Was dotrze do końca i czy łatka sfrustrowanej feministki nie została przypięta po pierwszych słowach tekstu.

I nie będę się bronić. Łatkę przyjmę każdą. Zanim mi ją przykleisz – poślij jeszcze w moją stronę chociaż odznakę “Dzielny pacjent” – za szczerość.

Nie jestem “zła”.

Mam wspaniałego męża, który uczy mnie być kobietą “solidarną”, a ja uczę go być mężczyzną “wylewnym”. Mam kolegów, którzy powiedzą “I co z tego?” i koleżanki, które przyznają “Faktycznie miałaś rację!”. I pomimo, że frustruje mnie jak bardzo czasem nie potrafimy jednak uczyć się od siebie, to nie zawsze musimy. Przecież po to jesteśmy tak różni, żeby nie musieć robić wszystkiego samodzielnie.

Sylwia

Share on facebook
Facebook
Share on pinterest
Pinterest

Skomentuj - włącz się do dyskusji

Specify a Disqus shortname at Social Comments options page in admin panel

48 Responses

  1. Muszę się z tobą zgodzić i nawet nie mówię tutaj o samym blogowaniu, ale jeśli facet zrobi coś od czasu do czasu w domu to jest niesamowity wyczyń i każdy chwali jego, ale nie widzi się tego ile kobieta wkłada serca w utrzymaniu domu, zajęciem się dziećmi. To jest dla mnie przykre 🙁

  2. Wyglada na to, ze nie czytamnza bardzo blogów parentingowych. Znam kilka blogów prowadzonych przez panów, ale niekoniecznie o dzieciach. Dlatego trudno mi się odnieść do Twojego wpisu i podyskutować bądź chociaż przytaknac:)

  3. Nie istnieję w blogosferze na tyle długo, żeby zauważyć różnice między matkami-blogerkami a ojcami-blogerami. Chociaż w zasadzie czytuję same matki-blogerki, na blogującego-ojca jeszcze nie wpadłam, coś w tym jest… 😉

  4. Arcymądry tekst. Dzieci jeszcze nie mam i w najbliższym czasie nie planuję, ale czasami rozmawiam z moim partnerem o tej różnorodności, o tym, że niektórych rzeczy można i warto uczyć się od siebie, a w niektórych sprawach warto się po prostu uzupełniać.
    Wciąż walczę też z takim stereotypem, że jeśli matka robi wokół dziecka to robi (bo musi, bo to jej obowiązek, bo przecież jest matką), a jeśli ojciec robi cokolwiek (zostaje sam z dzieckiem, karmi je, kąpie, wraca po pracy by się z nim pobawić, wstaje do niego w nocy) to jest prawdziwym bohaterem i należy mu się medal za odwagę i męstwo. Z jednej strony cieszę się, bo tak jak kobiety są zmuszone łamać pewne stereotypy, tak i mężczyźni muszą to robić, a jest prawdą, że te stereotypy wobec mężczyzn są silnie zakorzenione. Z opowieści wiem, że kiedy matka idzie na macierzyński to słyszy najczęściej “no raczej”, a mężczyzna mówiący, że chce pójść na tacierzyński spotyka się z pobłażaniem, wyśmiewaniem, a nawet pogardą. Kiedy już facet to zniesie i jeszcze znajdzie czas na blogowanie to nie dziwne, że chce się tym dzielić, a nasze uwielbienie, też nie jest dziwne, mnie na przykład ojciec całkowicie ignorował więc kibicuję mężczyznom, którzy chcą być ojcami. Ale z drugiej strony mężczyzna w tym życiu nie jest gościem i dobrze byłoby sobie, jemu i reszcie świata to uświadomić.

  5. Podobnie jak niektóre z komentujących wcześniej osób, uważam, że większe uznanie dla blogujących ojców wynika raczej z tego, że to zdarza się jednak zdecydowanie rzadziej.

    1. Ale rzadziej nie musi znaczyć lepiej 😉 Ja mam gdzieś tam w sobie ogromną potrzebę jakości i pod tym kątem oceniam. Jak nie widzę jakości to nie rozumiem zachwytu ani jedną ani drugą stroną 😉

      1. Masz rację, oczywiście. Jednak wciąż to, co rzadsze i bardziej unikalne, budzi chociażby większe zainteresowanie. Taki mechanizm 🙂

  6. To, co się odpierdziela czasem pod niektórymi wpisami, które pokazują macierzyństwo nielukrowane, woła o pomstę do nieba. A jeszcze przeklnij w tekście… O matko! 😀

  7. Niestety ale muszę się z Tobą zgodzić. Matka pisze bloga – kolejna z setek, ojciec – wszyscy go uwielbiają. A prawda jest taka, że ja podziwiam wszystkie matki piszące blogi. Bo to nie jest tak ze siedźmy sobie cały dzień przy komputerze i tworzymy teksty. Dom się sam nie ogarnie, dzieci nie ugotują obiadu i nie zajmą się sobą na cały dzień. Ja żeby napisać jeden tekst, zrobić zdjęcia, obrobić je poświęcam naprawdę dużo czasu – przeważnie kosztem snu. Regularne pisanie wymaga naprawdę dużo pracy ale przecież nikt tego nie widzi. Wszystcy potrafią jedynie krytykować.

    1. Ja też, mam swoich ulubionych i tu i tu. Co nie zmienia faktu że widziałam po obydwu stronach treści wątpliwej jakości, a bardzo lubiane i bardzo często te u mężczyzn dostają przepustkę pomimo “kiepskości” 😉

  8. W sumie poniekąd się zgadzam . Ale być może tak bardzo się to rzuca w oczy, bo nas matek piszących jest dużo dużo więcej niż piszących ojców. Swoją drogą żadnego z nich nie czytam, więc w czym tkwi ten fenomen nie mam pojęcia 🙂

  9. Ale faceci też piszą słabe ojcowate blogi, w stylu “Wstałem rano, ubrałem majtki, poszedłem siku” – tylko jest ich mniej niż matkowych, więc się tak nie rzucają w oczy 😉
    Najważniejsze chyba jest to, że kobiety rzeczywiście są niejako “przypisane” do dziecka i nikt nie ma ochoty się zachwycać czymś, co jest “NORMALNE”. Mimo, że same wiemy, jak czasem jest ciężko, trudno nam docenić inną kobietę – i to jest bardzo, bardzo smutne. Brak kobiecej solidarności i siostrzanej kobiecej więzi to coś, co bardzo osłabia nas, kobiety.

    1. O to to, miałam ostatnio okazję natknąć się na takie blogi i były bardzo poniżej przeciętnej. Po prostu facet piszący i to o dziecku jest dosyć egzotyczny. Pewnie poniekąd wynika to stąd, że głównie to matki zostają z dziećmi w domu, często też po urlopie macierzyńskim mają ochotę na zmiany, pracę w domu, blogowanie itd.

  10. Ostatni akapit bardzo mi się podoba. Spodobał mi się też fragment o tym, że zachowanie “baby” pewnie byś skomentowała, bo Ci nie odpowiada, a jeśli robiłby to facet – podeszłabyś do tego trochę inaczej 🙂 Masz lekkie pióro, przyjemnie czyta się Twoje wpisy!

Dodaj komentarz

polub, Fajnie tam jest!

zdobądź listę 7 pomysłów na to jak spędzać czas w domu z dzieckiem - kliknij o tu:

Robimy zdjęcia?

Ostatnio pisałam o:

Wypowiem się

Dzidziusiem warto zająć się!

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Jeśli nie zgadzasz się na to, wyjdź ze strony. Jeżeli dasz radę pogodzić się z tym faktem, kliknij “OK!”. Jeśli chcesz przeczytać o nich więcej przejdź do: POLITYKI PRYWATNOŚCI.